Tadeusz
Okolice Kielc tym piękniejsze są im więcej się je poznaje. Obecnie są dokładnie opisane w przewodnikach, zabytki wspaniale pofotografowane. Wszędzie hotele, restauracje, parkingi i asfalt. W wielu tych miejscach byłem w latach 46-58. Ich wygląd dzisiejszy zupełnie tego dawnego nie przypomina – prócz puszczy i gór poza terenami zagospodarowanymi. Widać to na rysunku mojej mamy z 1948 roku ze św. Katarzyny (pokazanym parę dni temu) – ta wijąca się piaszczysta droga przez wieś nie istnieje.
Lech wspomina o rzece na Słowiku. Ta rzeka nie miała dobrej opinii, zimna, wartka, z wirami, wiele osób się tam utopiło. Stąd jej druga nazwa – Trupieniec.
Słynne miejsce to Św. Krzyż czyli dawna Łysa Góra, miejsce zlotów czarownic, kultu słowiańskich bogów. Od XII wieku klasztor i świątynia chrześcijańska z relikwiami św. Krzyża – stąd nowa nazwa góry. Byłem tam parokrotnie, ale pierwszy raz najbardziej wbił mi się w pamięć. Rok 1951. Kamienna postać pielgrzyma u podnóża góry stała wówczas bez żadnych daszków. Droga kręta, zachwaszczona, skalista i stroma. Ale największe wrażenie robiły wnętrza klasztoru – puste sale z brudnymi, pożółkłymi odrapanymi tynkami z ogromnymi czarnymi napisami w obcym języku, obcymi literami. „Ludożerstwo karane śmiercią”. W latach 40. zmarło tu z chorób i głodu kilka tysięcy jeńców radzieckich. To o nich te napisy. Nie do nich – oni skazani byli już w chwili przywiezienia. Choć jedna z tych ścian powinna zostać zachowana jak napis ARBEIT MACHT FREI w Oświęcimiu. Ale nie została.
Rysunek znów Mamy – właśnie z tej wycieczki.